Z kart historii

„Sztandar Ludu” 1978.

RADOMIAK II pucharowym przeciwnikiem

ORIONU NIEDRZWICA

W Polskim Związku Piłki Nożnej rozlosowano pary pierwszej serii spotkań szczebla centralnego piłkarskiego Pucharu Polski. Odbędą się one w niedzielę 30 bm.

Wśród 64 drużyn nie ma jeszcze – oczywiście – ani II ani tym bardziej I-ligowców. Są to najlepsze drużyny poszczególnych województw, wyłonione drogą wewnętrznych eliminacji spośród drużyn wszystkich klas, z których najwyższa rangą była klasa międzywojewódzka.

Czterej reprezentanci województw naszego regionu to AZS Biała Podlaska, Chełmianka, Hetman Zamość (wszystkie w ub. sezonie III-ligowe) oraz... Orion Niedrzwica. Ten ostatni przedstawiciel woj. lubelskiego to zespół klasy wojewódzkiej B – największa chyba dotychczas pucharowa niespodzianka w skali kraju. Przypomnijmy, że na boisku w Niedrzwicy musiały uznać wyższość gospodarzy III-ligowe jedenastki puławskiej Wisły (1:2), Lublinianki (1:2) i Stali Poniatowa (0:2).

A teraz kolej na rezerwy II-ligowego Radomiaka – takiego bowiem przeciwnika przydzielił los piłkarzom z Niedrzwicy. I ten jest do pokonania! – takie hasło powinno towarzyszyć przygotowaniom do tego meczu podopiecznych Czesława Żurawskiego. A no – zobaczymy!

Mecz odbędzie się oczywiście na boisku drużyny niższej klasy, a więc w Niedrzwicy. Podobnie gospodarzami swoich meczów są dwie inne drużyny naszego regionu: Chełmianka – Podejmująca Stal z Nowej Dęby oraz Hetman grający na swoim boisku ze Stalą Rzeszów. Cała czwórka zna się doskonale z występów w klasie międzywojewódzkiej. Tylko, że obu naszych drużyn już tam nie ma...

AZS Biała Podlaska wyjeżdża do Białegostoku, gdzie zmierzy się z tamtejszym Włókniarzem.

(a)

„Sztandar Ludu” z 20.07.1978

W I rundzie szczebla centralnego piłkarskiego Pucharu Polski

4:0 ORIONU Z RADOMIAKIEM II

Rewelacyjny ORION NIEDRZWICA nie spuszcza z tonu. Wczoraj, w meczu pierwszego rzutu Pucharu Polski na szczeblu centralnym, B-klasowy zespół z Niedrzwicy rozgromił rezerwy Radomiaka 4:0 (4:0). Trzy bramki dla gospodarzy uzyskał Waldemar Baczewski – w 17 (z karnego) oraz w 21 i 37 min., a jedną w 39 min. Zbigniew Olszówka. Mecz w Niedrzwicy wzbudził ogromne zainteresowanie w okolicznych miejscowościach; zanotowano rekordową liczbę ponad 2 tysięcy widzów. Spotkanie prowadziła trójka arbitrów z Warszawy z Jerzym Hołubem na czele.

ORION: Borowiec, Janczak, Madejczyk, Kura, Dębiński, Adamczyk, Boguta, Bednarz, Olszówka, Baran, Baczewski.

Chociaż w zespole Radomiaka wystąpiło kilku zawodników znajdujących się w II-ligowej kadrze (np.bramkarz Fronczak, Gorgoń, Witarski, Jadczak, czy Waloszczyk), zasłużone zwycięstwo odnieśli gospodarze. Może wynik nie jest wiernym odzwierciedleniem tego, co działo się na boisku, ale fakt, iż bardziej rutynowani piłkarze z Radomia nie potrafili znaleźć recepty na szybko i niezwykle ambitnie grających zawodników ORIONA, najdobitniej świadczą o tym, że ich awans nie był przypadkowy. Podobać się mogła zwłaszcza pierwsza połowa meczu, w której padły wszystkie bramki. Ogromna wola walki piłkarzy z Niedrzwicy, ich nieustępliwość w prowadzeniu akcji ofensywnych sprawiła, że obrońcy Radomiaka kilkakrotnie „tracili głowy” i pod bramką Fronczaka raz po raz tworzone były groźne sytuacje. Nie sposób nawet szczegółowo opisywać wszystkich akcji przeprowadzonych przez dynamicznie grających gospodarzy, którzy mogli przy większym szczęściu zdobyć dalsze bramki. Po przerwie ton grze nadawali lepsi technicznie piłkarze Radomiaka, ale nie potrafili oni zmusić do kapitulacji znakomicie w tym dniu usposobionego Andrzeja Borowca.

(asz)

„Sztandar Ludu” z 13.08.1978

Orion – Wisłoka

1:3 (1:2)

Tym razem sensacji nie było. Rewelacyjnie spisujący się w rozgrywkach o Puchar Polski ORION NIEDRZWICA nie musi się jednak wstydzić porażki z II-ligową Wisłoką Dębica 1:3 (1:2). Prowadzenie dla gospodarzy już w 6 min. uzyskał Tadeusz Bańka, natomiast dla Wisłoki bramki zdobyli: Andrzej Przybyłka dwie – w 30 i 35 min. oraz Roman Młynarczykowski w 57 min. W obecności ponad 2 tysięcy widzów spotkanie prowadziła trójka arbitrów warszawskich z Lechem Dulskim na czele.

ORION: Borowiec, Janczak (od 40 min. Bednarz), Madejczyk, Kura, Dębiński, Baran, Boguta, Adamczyk, Olszówka, Bańka (od 68 min. Tuziemski), Baczewski.

WISŁOKA: Dybas, Jan Bedryj, Janus, Pacocha, Gac, Benesz (od 76 min. Buczyński), Masior, Młynarczykowski, Andrzej Bedryj (od 60 min. Galas), Wieczorek, Przybyłka.

Wczorajsze pucharowe spotkanie w Niedrzwicy było dużym wydarzeniem sportowym dla mieszkańców całej gminy. Nic więc dziwnego, że z okolicznych wiosek przybyło na mecz wielu sympatyków piłki nożnej, aby dopingować (były nawet specjalnie na te okazję przygotowane transparenty) swoich ulubieńców. Działacze Orionu postarali się też o jak najlepszą oprawę meczu, który rozpoczął się dość sensacyjnie. Już w 6 min. obrońcy Wisłoki pogubili się na piaszczystym polu karnym, co sprytnie wykorzystał Bańka zdobywając honorowego – jak się później okazało – gola dla gospodarzy.

Zespół z Dębicy (w ostatniej mistrzowskiej kolejce pokonał 3:1 Górnika Zabrze) mimo iż występował w swoim ligowym składzie, nie mógł przez pierwsze pół godziny poradzić sobie z niezwykle ambitnie grającymi piłkarzami Orionu. Kilkakrotnie wprawdzie strzelał najgroźniejszy napastnik Wisłoki Andrzej Bedryj, ale piłka albo mijała bramkę, albo szczęśliwie wyłapywał ją Andrzej Borowiec. Wyrównanie padło w 30 min., kiedy szybki Przybyłka Przechwycił podanie obrońcy Orionu Janczaka do własnego bramkarza. Utrata bramki wyraźnie zdeprymowała gospodarzy, wprowadzając w ich szeregi niepotrzebne zdenerwowanie. Wykorzystali to rutynowani piłkarze Wisłoki, zdobywając pięć minut później drugą bramkę.

Po przerwie próbujący jeszcze atakować zawodnicy Orionu omal nie wyrównali, lecz w 54 min. piłkę po kapitalnym strzale Stanisława Barana obronił bramkarz gości.

Niejako w odpowiedzi na tę dobrą akcję drużyny B-klasowej, drugoligowcy podwyższyli wynik ze strzału Młynarczykowskiego. Zwycięstwo Wisłoki w pełni zasłużone – przez większą część spotkania jej zawodnicy niepodzielnie panowali na boisku, ale musieli w grę włożyć znacznie więcej wysiłku niż przewidywano.

Piłkarze Orionu zagrali z ogromnym sercem, chcąc walecznością zredukować dużą różnicę w wyszkoleniu technicznym. Za tę postawę należą się wszystkim bez wyjątku podopiecznym Czesława Żurawskiego słowa uznania. W ostatnim w tej edycji Pucharu Polski występie B-klasowej rewelacji Orionu, na szczególne wyróżnienie zasłużył jednak lewy obrońca Janusz Kura.

(asz)

Sztandar Ludu 1978

Oni jedną – pyk,

My im dwie – cyk!

Z głośników leci: „Autobus do Kraśnika podjedzie...”, na peronie od razu duże ożywienie, ostatnie przygotowania do szturmu, bo inaczej trudno się dostać do wnętrza pojazdu.

W drzwiach staje konduktor, „z twardymi biletami, proszę, z twardymi”. Szczęściarze z tekturkami w ręku, które zdobyli w kasie przepychają się bezceremonialnie. Pozostają ci, którzy liczą na fart i łaskawość pana konduktora. A on przebiera tłumek wzrokiem, „pani pojedzie, i pani, koniec, więcej nie da rady, nawet nie próbujcie mnie błagać”.

Koniec?...

Nagle okrzyk kobiecy, wezwanie, rodzaj hasła bojowego: „Na chama! Dziś prawdziwej szlachty już nie ma”. Nim konduktor zdążył zatrzasnąć drzwi, parę osób zdołało wedrzeć się do środka.

Zanim jednak autobus wyjechał z lubelskiego dworca, zatrzymywał się parę razy, aby zabrać – rozstawionych w umówionych miejscach – znajomych panów kierowcy i konduktora.

1.

Powtarzam sobie cichutko „Niedrzwica Duża, Niedrzwica Duża, nie Kościelna, a Duża, Duża, Niedrzwica”. Gdy szukałem pomocy w „informacji”, nazwa ta wyleciała mi z głowy i pani z okienka spojrzała badawczo.

Kilkanaście minut jazdy, jest Niedrzwica Duża. A gdzie jest stadion Orionu? „Stadion?”, chłopak jest zdziwiony, „chyba boisko?”.

Droga dojazdowa dziurawa poprzetykana kałużami, zaczyna się od szosy na wysokości „Zachęty”, centrum życia towarzyskiego, restauracji kategorii III, z salą bezalkoholową, traktowaną jako miejscowe kuriosum. Niełatwa to droga do pokonania, jeśli startuje się z „Zachęty”, bo łatwo może wody nabrać się w buty i liczyć się także trzeba z poślizgnięciem.

Kilkadziesiąt metrów i zaczyna się boisko, na pierwszy rzut oka właściwie pastwisko, obok którego przechodzą ciężko wzdychając właściciele trawożernych, z dwiema wspaniałymi superbramkami.

Wokół żywej duszy, nawet kury nie widać. Pogoda kiepska i kto nie musi wyłazić siedzi pod dachem. Ludzie w domach, kury w kurnikach.

Czynny jest jednak sklep meblowy, naprzeciwko boiska. Sporo ładnych sprzętów i miła dziewczyna. „Ktoś z Orionu? Tu niedaleko mieszka wiceprezes Figiel, albo prezes Figiel. No Zbigniew albo Ryszard”.

Wiceprezesa nie ma w domu, jest w pracy, w Kółku Rolniczym, obok boiska. Kółko tętni życiem choć pod przyczepą drzemie ktoś bardzo zmęczony. Przeziębić się może biedak. Wiceprezesa nie ma, wyszedł gdzieś.

Prezesa też nie ma w domu, jest w pracy w warsztacie za Posterunkiem Milicji. Prezesa tam też nie ma, wyszedł Co się dzieje? Gdzie są prezesi LKS „Orion”?

2.

Trzeba poczekać, pogoda paskudna, a miejsce pod przyczepą w kółku już zajęte, pozostaje „Zachęta”. Stolik w samym kącie, herbata w szklance z plastykowym koszyckiem, obok ktoś dyskretnie wymiotuje pod stół. Udało mu się, kelnerka nie zauważyła.

Na szczęście po okolicy rozeszła się wiadomość, że jakiś obcy, ki diabeł?, kręci się po wsi i wkrótce przy stoliku miałem gościa.

„Marian Jaśkowski z Orionu, o co chodzi?” przedstawia się grzecznie i pyta uprzejmie. „Coś takiego?”, dziwi się „coś o nas, o klubie. Aaa, to te mecze pucharowe tak zaintrygowały. O kurczę, stajemy się sławni”.

Wyjaśnia nieobecność prezesów, wyrwali się z roboty, aby pojechać do Lublina, kupić trochę sprzętu, bo piłkarze nie mogą wyglądać jak byle jakie łachudry. Tym bardziej teraz, gdy zainteresowanie futbolem tak znacznie wzrosło i coraz więcej pojawiło się dylematów: na mecz czy do „Zachęty”. Wyskakują więc często po paru kolejkach na stadion, szczęśliwie albo nie, forsując wszystkie kałuże. Mecz to mecz, i tyle.

„Dlaczego Orion? Ładna nazwa, nie?” Jaśkowski się zastanawia, „chyba od nazwy piłki, zaraz, zaraz, albo od nazwy włoskiej drużyny, ale szczerze mówiąc, nie pamiętam”.

Słychać daleki gwizd pociągu. Jaśkowski się ożywia, „z Lublina, chłopcy i trener jadą, chodźmy do szatni”. Z przyjemnością i bez żalu opuszczam „Zachętę”.

3.

Szatnia to bardzo niesympatyczne pomieszczenie z okratowanym oknem, mieszczące się w strażackiej remizie. Pod ścianą półki z zabłoconymi butami, po przeciwnej stronie rząd wieszaków i schemat boiska, wymalowany chwiejnymi liniami. Jakieś nazwiska wypisane kredą, pozostałość po ostatniej naradzie taktycznej. Rachityczne biurko.

Przychodzą piłkarze. Podchodzą, podają rękę. Wszyscy sobie podają. Coraz więcej ludzi w szatni. Ci, którzy przyszli jako pierwsi stłoczeni są już w kącie. Trudno się poruszyć. Z szafy ze stosów brudnych i przepoconych koszulek wyciągają po jednej, z półki biorą zabłocone buty – na wieszakach coraz więcej ubrań, pod nimi rząd równie zabłoconych pantofli wyjściowych.

Wychodzą co jakiś czas, kolejno przełażą przez dziurę w siatce i elegancko truchtając, po piłkarsku przebiegają targowisko pogniecione końskimi kopytami i porżnięte kołami furmanek. Jeśli jest targ, to ludzie z „Orionu” muszą organizować specjalną służbę, aby chronić boisko przed inwazją wozów i koni, co i raz ktoś próbuje wjechać na boisko. Na co dzień wisi tablica zakazująca wypasu bydła.

Co jakiś czas piłkarze dostają do dyspozycji cała prawie świetlicę i organizują zabawę, z której dochód („gra orkiestra doborowa, bufet obficie zaopatrzony”) przeznaczony jest na rzecz „Orionu”. Zabawy mają dobrą opinię i jeśli nie ma innej w okolicy, frekwencja jest znakomita. Awantury żadnej od dawna nie było, a przecież przy zabawie to prawie rzecz normalna. Ostatnio, baby nie popisały się, bo na zabawie Koła Gospodyń była taka chryja, że jak kobiety udały się do naczelnika po zezwolenie na następną imprezę, usłyszały coś w rodzaju: „jesteście odsunięte od organizowania podobnych imprez na jakiś czas”.

4.

Trener pogwizduje, „róbcie wszystko to, co ja”, podskakuje – więc podskakują, biegnie bokiem – więc biegną bokiem, co jakiś czas przyspiesza – więc przyspieszają. Na razie omijają wielkie kałuże na środku boiska, ale teraz bieg w poprzek boiska i trzeba biec przez kałuże, nie ma wyboru, więc biegną, trening to trening, nie zabawa.

Przez drogę dojazdową, omijając dziury z wodą, przedziera się „fiacik”. Trąbi głośno. Prezesi przyjechali. Wyszli z pojazdu, patrzą na różnokolorowy rząd piłkarzy biegnących właśnie wokół boiska. Sprawdzają, czy wszyscy są – choć – jeśli kogoś nie ma – to i tak mu nic nie zrobią, tylko poproszą, aby na następny przyszedł. No chyba że będzie miał ważną robotę, albo będzie bardzo zmęczony.

„Wydaliśmy prawie piętnaście tysięcy, jedną piątą całorocznego funduszu. Mieliśmy szczęście, bo w hurtowni pracuje nasz znajomy, kolega właściwie, bardzo pomógł, bo inaczej niczego byśmy nie kupili”, relacjonują efekty wyprawy do Lublina. Zerkają cały czas na trenujących.

Prezesi są młodzi, sami przez wiele lat grali tu w piłkę, jednak przestali. Postanowili zająć się innymi, zostali więc działaczami. „Za dwa dni trzeba będzie jechać po to wszystko, trzeba będzie znów wyrwać się jakoś z roboty.”

Często muszą się wyrywać, ostatnio trzeba było załatać dziury w boisku, bo na mecze pucharowe przyjeżdżały drużyny nie byle jakie. Najłatwiej mógł się wyrwać wiceprezes, kręcił się, kręcił, nagle myk przez dziurę i już rozsypywał ziemię. Gdy był potrzebny, to szedł ktoś do dziury, i wołał go. Inni musieli wyjść – jak twierdzili – w wyjątkowo ważnej sprawie. I zasypywali dziury, goście potem dziwili się, że jest tak równo.

W ten sam sposób zbudowali te wspaniałe bramki i trochę ławek, które bardzo się przydały, bo na mecz a Wisłoką Dębica (II liga w pełnym składzie!) przyszło prawie pół wsi.

5.

„W ósmym meczu dopiero przegraliśmy z Wisłoką 1:3, nie graliśmy na pełny gaz, bo przed nami był najważniejszy mecz, baraż ze Stalą II Poniatowa o A-klasę, co tam Puchar, A-klasa to jest coś, co tydzień w gazecie można znaleźć jej wyniki i nazwę "Orion", a wPucharze to i tak w końcu byśmy przegrali, ale mimo to, z "Wisłoką" mieliśmy szansę, ale nawalił Waldek, nie upilnowaliśmy go i w przeddzień trochę popił, grał na kacu, nie miał sił", prezes trochę jednak żałuje. No i jest zły, że nie upilnowali.

Działacze są relistami i wiedzą, że ich piłkarze wierzą w powiedzenie "wódka jest dla ludzi", pracowicie więc objeżdżają wszystkie sobotnie zabawy w okolicy, dbając o to, aby gracze następnego dnia nie byli skacowani. Gdy ich widzą, podchodzą ze szklaneczką, "prezesuniu, oranżada jak piłkę kocham".

Mecze pucharowe były więc wydarzeniem nie byle jakim, dużo emocji i sporo wydatków, choćby dla sędziów. "Gdy miała przyjechać Wisłoka, to z okręgu radzili nam abyśmy załatwili sędziom porządny hotel w Lublinie, bo tak się wszędzie robi. Ile było z tym kłopotów, w końcu załatwiliśmy, a sędziowie przyjechali samochodem tuż przed meczem. A po nim, gdy szli do szatni w szpalerze ludzi, bo każdy chciał zobaczyć sędziów z Warszawy, to - jak się potem przyznali - drżały im kolana. U nas jednak wysoka kultura, nikt butelkami nie rzuca, choć może coś tam nieładnego wrzasnąć. Ale tylko tyle może się zdarzyć" - opowiada prezes Figiel.

Na parę dni przed tym meczem wysłali do Dębicy dokładną instrukcję, jak trafić do Niedrzwicy Dużej. Wymalowali plakaty, no i sporządzili trochę biletów, aby zarobić. Kas nie budowali, a zapłacił tylko ten, kto miał ochotę, bileciarze chodzili z czapkami i gdzieniegdzie byli przepędzani. Ale trochę pieniędzy się uzbierało. Ludzie to w ogóle są dziwni, jak z Radomiakiem II (wielka elegancja - ręczniki, klapki, chcieli po meczu brać natrysk, zaprowadziło się ich do kranu na podwórzu kółka) wygrywali już 4:0, to niektórzy mówili, że kupią bilety, jeśli strzelą jeszcze trzy bramki.

Ze sławnych meczów, pucharowych było jeszcze spotkanie z Lublinianką. Przyjechała absolutnie pewna wygranej: "Do przerwy oni nam jedną brameczkę - pyk, a my im po przerwie za to dwie - cyk! Wyjechali zmartwieni", wspomina prezes Figiel.

6.

Wyjątkowym też wydarzeniem było pierwsze w historii klubu spotkanie międzynarodowe z bułgarską drużyną Benkowski Kostenec. Orion przegrał 2:3, ale to było spotkanie towarzyskie.

Po meczu na widowni zdumienie, bo gracze wymieniają się koszulkami. Czegoś takiego tu jeszcze nie oglądano, sensacja wielka. A potem był bankiet, jak należy. "W Zachęcie w zamkniętej salce. Przygotowaliśmy wódkę na spirytusie, bardzo dobrą, gościom smakowała, że hej, bo jak zabrakło i trzeba było dostawić monopolową, to wołali, że chcą spirytusu. A jak się nasi i ich piłkarze zaprzyjaźnili, siłą ich trzeba było rozdzielać. Za rok wybieramy się do Kostenca z rewizytą, zapraszali nas goroąco", podkreśla prezes Figiel.

7.

Na boisku ciągle ruch. Trener dzieli wszystkich na dwie druzyny, teraz będzie szkolna gra. Zadania zostają dokładnie rozdzielone, nie ma lipy, trening to trening. W ogóle trzeba wystrzegać się lipy i jeśli klub ma być porządny, to trzeba zebrać wreszcie forsę na dokończenie sztandaru, na razie jest za trzy tysiące i bardzo piękny - gwiazda, na dwubarwnym tle i część napisu "Ludowy Klub Spor" - potrzeba jeszcze dwa tysiące na resztę napisu.

Trzeba będzie też chyba zamówić proporczyki i znaczki klubowe, kolekcjonerzy z całego kraju w listach proszą o nie i wstyd przyznać, że ich nie ma. Oczywiście najważniejszą sprawą będzie budowa stadionu, chętnych nie bardzo widać, ale coś się zrobi - tych, którzy chcą połączy się z tymi, którzy będą musieli, zostaną po prostu powołani do komitetu budowy i nie będą się mogli już w żaden sposób wykręcić. Byle wystartować, potem już pójdzie.

No tak, ale to są sprawy na nieco dalszą przyszłość, na razie najważniejsza jest przyszła niedziela - wszystkie cztery drużyny (seniorów, dwie juniorów i młodzików) grają na wyjazdach i trzeba je jakoś tam dostarczyć, a nie ma czym.

Pewny jest tylko "Gaz" z kółka, młodzików można w nim upchać, no i "Żuk", w nim ciężko upchać nawet juniorów młodszych. Zupełnie źle będziej jak coś nawali. Baczewski, ojciec Waldka, najlepszego strzelca drużyny i właściciel samochodu dostawczego, powiedział, że nie pozwoli brać go synowi, może Waldkowi uda się go jednak przekonać.

8.

Trening jeszcze trwa, choć zmrok już zapada i po ciemku wypadnie myć się pod podwórkowym kranem. Potem wrzucą przepocone koszulki do wielkiej szafy, zabłocone buty ustawią na półce, podadzą sobie ręce na pożegnanie i rozejdą się do domów. Niektórzy jeszcze skoczą na piwo do "Zachęty".

Andrzej Wolin

Czesław Żurawski – Historia pracy trenerskiej w klubach Województwa Lubelskiego Przybliżamy postać pana Czesława Żurawskiego – wieloletniego trenera w Orionie i architekta legendarnego sukcesu z 1978 roku. Materiał tym bardziej atrakcyjny, że napisany własnoręcznie przez samego bohatera, a udostępniony nam przez pana Mariana Jaśkowskiego (na fot. w środku).

Przygodę piłkarską rozpocząłem w swoim rodzinnym mieście, w Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankowsk) – Ukraina, jako trampkarz. W roku 1946 zmuszony byłem jako repatriant wyjechać z rodziną do Polski na Ziemie Śląskie, zamieszkując w mieście Gliwice. W tym to mieście istniał już klub „Piast” Gliwice w którym od roku 1946 do 1948 byłem czynnym zawodnikiem juniorów, szkolonym przez rumuńskiego trenera p. Belżo, do czasu powołania mnie do czynnej służby wojskowej w K. B. W. w Lublinie. W wojsku byłem czynnym zawodnikiem klubu o nazwie „Szturm” a następnie „Gwardia”, którego to drużyna w klasie „A” w 1949 roku, jako mistrz, rozgrywała mecze barażowe o wejście do II ligi. Po rozegraniu dwumeczy z drużynami takimi jak: „Stal” Skarżysko, „Karpaty” Krosno, „Spójnia” Warszawa, „Cracovia II” zajęła pierwsze miejsce w grupie, a tym samym od roku 1950 uczestniczyła w grze II ligi przez 2 lata, tj. do roku 1952. Mając za przeciwników spadkowiczów z I ligi, nie wymieniając ich, opuściła II ligę, spadając do rozgrywek ligi III-ej. Z braku środków finansowych na utrzymanie w tejże lidze, przekazała grę drużynie „Gwardii” Chełm, którą to wówczas szkolił ś.p. L. Kozłowski. W tej drużynie również byłem czynnym zawodnikiem przez okres pobytu tejże drużyny w III-ej lidze. Podczas gry w Lubliniance, biorącej udział w Klasie Międzywojewódzkiej z takimi drużynami jak „Stal” Stalowa Wola, „Stal” Rzeszów, „Karpaty” Krosno, „Polonia” Przemyśl, będąc jej czynnym zawodnikiem, ukończyłem kurs instruktorów zorganizowany przez ś.p. Trenera L. Kozłowskiego w roku 1956, od 7 XI do 10 XII. Kurs ten ukończyłem z wynikiem bardzo dobrym, uzyskując tytuł Instruktora Piłki Nożnej, z uprawnieniami szkolenia drużyn w Województwie Lubelskim. Po ukończeniu kursu instruktora pierwszą moją pracę szkoleniową rozpocząłem w 1958 roku w klubie LZS Niedrzwica Duża, mającym drużynę w klasie „B”, którą szkoliłem do 1962 roku. Z powodu braku środków finansowych na utrzymanie szkoleniowca, na własną prośbę zwolniłem się z klubu. Po otrzymaniu oferty z K. S. „Chełmianka” przez rok 1963 szkoliłem drużynę tego klubu będącą w klasie „A”. Po rocznej pracy szkoleniowej, mając podpisaną przez ówczesny zarząd klubu umowę, zmuszony byłem zrezygnować z pracy w tymże klubie, również z powodu braku środków finansowych. W roku 1964, w miesiącu sierpniu, rozpocząłem pracę szkoleniową z drużyną K. S. „Lewart” w Lubartowie, do 1966 roku. Lata 1966-70 to okres nauki w Technikum Mechanicznym w Lublinie. Po jego ukończeniu i otrzymaniu świadectwa dojrzałości powróciłem w 1971 roku do klubu „Orion” Niedrzwica Duża, będącego nadal w klasie „B”, szkoląc seniorów i juniorów. W1973 roku, również z braku finansów za szkolenie przyjąłem ofertę z klubu „Tur” w Milejowie, grającego w kl. Okręgowej, szkoląc seniorów i juniorów. Już po raz trzeci działacze klubu z prezesem Zbigniewem Figlem zwrócili się do mnie z nadzieją na szkolenie „B”-klasowej drużyny „Orionu” i przy tej drużynie juniorów. Rozgrywki o Puchar Polski w sezonie 1977/78 drużyna rozpoczęła od najniższego szczebla, a następnie w ćwierćfinale pokonała III-ligową „Lubliniankę” 2:1, w półfinale „Wisłę” Puławy, również III-ligową 2:1, i w finale „Stal” Poniatowa (III liga) 2:0. Po finałowym zwycięstwie drużyna otrzymała Puchar ufundowany przez L. O. Z. P. N., wręczony osobiście przez delegata związku pana Mieczysława Sałatę kapitanowi drużyny Jerzemu Madejczykowi. Po zdobyciu Pucharu w Województwie drużyna „Orionu” weszła do rozgrywek na szczeblu centralnym o Puchar Polski. W 1-szym meczu w 1/64 finału z rezerwami drużyny II ligi „Radomiaka” Orion zwyciężył 4:0, a w drugim spotkaniu w 1/32 finału uległ z II ligową „Wisłoką” Dębica 1:3 po wyrównanej grze. W tymże 1978 roku, jako mistrz „B”-klasy, wygrała w barażach o wejście do klasy „A” z rezerwami III-ligowej „Stali” Poniatowa i uzyskała awans do w/w klasy. W 1980 roku otrzymałem z W. K. S. „Lublinianka” pisemną ofertę podjęcia szkolenia bądź to młodzieży, czy też seniorów. Przez okres mojego szkolenia w zorganizowanym przez K. K. S. „Sygnał” Międzynarodowym turnieju drużyna z rocznika 1974, którą prowadziłem, z takimi zawodnikami jak Brzozowski Grzegorz, Piekutowski Adam, Poleszak Grzegorz, zdobyła Puchar tego turnieju, jak też Puchar dr Michałowicza w rozgrywkach wojewódzkich w sezonie 88/89. W roku 1987 zostałem wysłany na kurs instruktorów klasy I-szej przez Wydział Szkolenia L. O. Z. P. N. do Resortowego Centrum Medzyczno-Szkoleniowego Kultury Fizycznej i Sportu w Warszawie, na 10-dniowe doszkolenie w Ośrodku Cetniewo. Po odbyciu tego doszkolenia praktycznego otrzymałem ocenę bardzo dobrą od prowadzącego w/w kurs p. Wacława Pegzy, a temat pracy dyplomowej otrzymałem „Gry, Zabawy i Sporty Uzupełniające w Kształtowaniu Techniki i Taktyki”. Pracę przedłożyłem w miesiącu wrześniu przed Komisją Oceniającą w Wydziale Szkolenia w Warszawie. W/w praca została oceniona na bardzo dobrze, a również wysłana do wszystkich klubów w Polsce jako materiał szkoleniowy w październiku 1987 roku. Po otrzymaniu legitymacji instruktora kl. I-szej w piłce nożnej, która to uprawnia do szkolenia III ligi, jeszcze przez 3 lata byłem trenerem G. L. K. S. „Orion” w Niedrzwicy Dużej, drużyn seniorów i juniorów. Od roku 2000 do 2003 szkoliłem społecznie młodych zawodników, jak niżej: Gorczyca Marcin – rocznik 1989, Jaśkowiak Rafał – 1989, Kura Tomasz – 1988, Kura Sebastian – 1989, Szymuś Kamil – 1989, Węgorowski Jacek – 1987, Pietrak Paweł – 1989, Wyroślak Michał – 1989, z których to Wyroślak Michał został powołany do kadry Województwa Lubelskiego, będąc czołowym zawodnikiem tejże reprezentacji, którą prowadził wieloletni trener grup młodzieżowych reprezentacji L. O. Z. P. N. p. Ryszard Kuśmierz. Z tychże młodych piłkarzy klubu „Orion” Niedrzwica zawodnicy jak Gorczyca Marcin, Jaśkowiak Rafał, Wyroślak Michał zostali wypożyczeni na okres 3-ch lat do klubu „Lublinianka”, gdzie byli podstawowymi zawodnikami. Po powrocie do swojego klubu „Orion”, ci oraz wszyscy wymienieni powyżej młodzi zawodnicy, dobrze wyszkoleni technicznie i taktycznie, przysłużyli się drużynie Waldemara Wiatra w klasie okręgowej, jak też po awansie do IV ligi. Od roku 2005, mając uprawnienia do szkolenia drużyny w L. Z. S. Lublin, przez 3 lata byłem „koordynującym” szkolenie w klubie „Vrotcovia” Lublin zorganizowanym przez prezesa mgr inż. Adama Majczaka. Pracowałem społecznie nie pobierając żadnego wynagrodzenia począwszy od klasy „C”, poprzez klasę „B” i ponowny awans do klasy „A”.


Orion prawie jak... Legia

Reportaż z przygotowań Orionu Niedrzwica do sezonu 2005/06, który ukazał się w tygodniku Lubelski Sport Express 1 sierpnia 2005 roku:

Z wizytą w Niedrzwicy. Pod wodzą trenera Wojciecha Stopy Orion zamierza podskoczyć wyżej w tabeli ligi okręgowej
Jedenaste miejsce na finiszu minionych rozgrywek nie usatysfakcjonowało sympatyków niedrzwickiego Orionu. Piłkarzy i działaczy również. Nic więc dziwnego, że przed nowym sezonem klubowy zarząd postawił sobie za cel ambitniejsze cele, a za rok, może dwa - jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planami, może Orion zdecyduje się na pukanie do czwartoligowych bram?

- Nie mówimy nie, ale nie składamy też żadnych deklaracji na wyrost - twierdzi Sławomir Zygo, od ponad czterech lat prezes Orionu. - Z pewnością nadchodzące rozgrywki pokażą w jakim jesteśmy miejscu, jakie mamy plusy, a jakie braki. Wtedy można będzie ocenić, czy przeprowadzka do IV ligi jest realna, czy też trzeba jeszcze poprawić to czy owo. Z pewnością już dziś można mówić o pewnych atutach. Niewątpliwie są nimi nasi wychowankowie, młodzieżowcy, którzy z każdym rokiem powinni nabierać doświadczenia. Jest też oddana grupa naszych sponsorów, do której coraz dołącza ktoś nowy. Nie zapomina o nas wójt Ryszard Mirosław, nasi gminni radni (w tym roku przeznaczyli na klubową działalność 57.000 zł i liczymy na dalszą pomoc), więc na bieżące potrzeby nie powinno zabraknąć pieniędzy. A bolączki? Prawie jak wszędzie - pieniędzy nigdy za dużo, więc przydałby się jeszcze finansowy zastrzyk. Pozwoliłoby to przede wszystkim poprawić warunki do gry i treningu.

NAJPIERW NOWA PŁYTA

Rzeczywiście - stan boiska pozostawia wiele do życzenia. W lubelskiej okręgówce trudno znaleźć znacznie gorsze, a lepszych - owszem, nie brakuje. Przydałyby się też nowe siedziska, choćby ze dwieście, bo mecze Orionu mają regularnie przynajmniej taką widownię. A i przy szatniach i klubowym budynku można by trochę pomajstrować. - Przymierzamy się w pierwszym rzędzie do remontu boiska - dodaje prezes Zygo. - Rzeczywiście, tu akurat chwalić się nie mamy czym, ale mogę się pochwalić, że już niebawem płyta będzie wyglądać jak nowa. W budżecie gminy radni zarezerwowali pieniądze na ten cel, zastanawiamy się natomiast w którym momencie rozpocząć renowację

Od kiedy Sławomir Zygo rozpoczął prezesurę, Orion prowadziło trzech szkoleniowców. Przez dwa pierwsze lata opiekunem niedrzwiczan był Sławomir Kozłowski, pod wodzą którego drużyna zajmowała trzecie i piąte miejsca w tabeli. Za czasów Krzysztofa Szeflera trzeba było cieszyć się z siódmego miejsca, a Modest Boguszewski zakończył rozgrywki na jedenastej pozycji. Ale nie niska lokata była przyczyną rozstania się ze szkoleniowcem. Boguszewski wybrał atrakcyjniejszą dla siebie ofertę z pobliskich Piotrowic. Czy pokusi się o awans? - To już nie nasza sprawa - mówi Marian Masiak, przewodniczący komisji rewizyjnej, kibicujący Orionowi od... niepamiętnych czasów. - Życzymy Modestowi jak najlepiej, ale nie w meczach przeciwko nam. Wydaje mi się, że w nadchodzących rozgrywkach jeśli tylko damy radę zmontować solidny atak, to będzie znacznie lepiej niż ostatnio. Szukamy, testujemy, a ostatnie zdanie należeć będzie do trenera.

WAKACYJNE TESTOWANIE I CZEKANIE NA START

Testy trwają. W środowym sparingu z Janowianką pojawili się ofensywni Dawid Wronka z POM Iskra Piotrowice i doskonale znany w Niedrzwicy Krzysztof Klempka. - Jeśli dogadamy się finansowo, to czemu nie, chętnie znowu zagram w Orionie - mówi napastnik grający ostatnio w Chełmiance. - Szukam klubu, bo w Chełmie z pieniążkami cieniutko. Do Niedrzwicy z Chełma trochę daleko, ale myślę, że pogodziłbym pracę z dojazdami i na treningi też czas by się znalazł. Choć nie zaprzeczam, najlepiej grać blisko domu, zwłaszcza że trochę czasu należy się też rodzinie. Szczególnie teraz, gdy mamy 1,5 roczne dziecko.

Sparing z Janowianką obejrzało sporo kibiców stęsknionych za ligowym futbolem. - Czekamy na pierwsze mecze z dużymi nadziejami - nie ukrywa oczekiwań Roman Ostrowski. - Kibicuję Orionowi razem z pokaźną grupą znajomych od zawsze. Co więcej, zaszczepiłem piłkarskie upodobania Sławkowi, który teraz prezesuje Orionowi. Przed nami pierwszy ważny mecz z Auto-Mrozem Ryki, na wyjeździe. A potem rezerwy Motoru przyjadą do nas. Łatwo nie będzie, bo z tego co słychać beniaminek z Ryk ma niezły skład, a do tego wzmocnił się doświadczonymi zawodnikami. A rezerw Motoru rekomendować nie trzeba. Ale to wszystko spekulacje, a na boisku każdy może wygrać z każdym. I na takie inauguracyjne niespodzianki czekamy.

DWA LATA STOPY

Schedę po Modeście Boguszewskim przejął Wojciech Stopa, były trener Unii Wilkołaz, Orła Urzędów, później trzecioligowej kraśnickiej Stali, a w ostatnim roku Chełmianki. Zwolnienie z Chełmianki zbiegło się niemal godzinami z rezygnacją Boguszewskiego. Ciekawe czy ten zbieg okoliczności przyniesie piorunujący efekt z korzyścią dla obu stron. Stopa ma pracować w Orionie co najmniej dwa lata. - I mam zamiar wypełnić ten kontrakt, choć zdaję sobie sprawę, że w naszym fachu nie ma nic pewnego - pół żartem, pół serio komentuje swe perspektywy szkoleniowiec. - Poznaję drużynę, szukam dobrych i słabych stron, testuję zawodników, a wspólnie z działaczami zadecydujemy kto jest potrzebny, a kto nie. Na pewno nie przewiduję kadrowych rewolucji, ale trochę świeżej krwi by się przydało. Kalinowski, Piwowarski, Leziak już są naszymi zawodnikami. Pozostałe decyzje zapadną wkrótce, bo na dwa tygodnie przed startem ligi wypadałoby wiedzieć na kogo można liczyć, a i chłopakom też trzeba zostawić trochę czasu, żeby znaleźli sobie inny klub. Ja w tym momencie nie zamierzam składać żadnych obietnic, prognozować sytuacji w tabeli. W piątych ligach dopiero w trakcie sezonu widać kto ile jest wart. Mogę tylko obiecać, że przygotuję zespół jak należy.

JAK TRANSFERY, TO DOBRE

Na armię zaciężną nie zawsze przychylnymi oczyma spoglądają miejscowi zawodnicy, wyparci ze składu. Nie tylko w Orionie, a w każdym klubie. - Każdej drużynie potrzebne są wzmocnienia, ale wzmocnienia prawdziwe - uważa Radek Stec, kapitan zespołu. - Bez sensu, gdy do składu wprowadza się kogoś z zewnątrz, gdy ma się równorzędnego zawodnika związanego z klubem, z miejscowością. A już szczególnie wtedy, gdy nie walczy się o awans. Mamy nadzieję, że tegoroczni nowi okażą się rzeczywiście potrzebni, wniosą coś do gry zespołu. W tej chwili trudno mi cokolwiek powiedzieć, zwłaszcza, że... sam dopiero wznowiłem treningi po kontuzji i jeszcze trochę trzeba pobiegać, żeby wskoczyć do jedenastki.

O proporcje między miejscowymi a graczami z zewnątrz pytamy prezesa Zygo. - Nie jest z tym tak źle, a w porównaniu do niektórych zespołów - jest dobrze. Z Niedrzwicy lub najbliższych okolic jest wielu chłopaków, a od czasu kiedy zostałem prezesem do dziś nadal są Maksio Oleszek, Radosław Krężołek, Radek Stec, bracia Marcin i Przemek Gorczycowie, Robert Cielma, Marek Bednarz, Tomek Kura, Paweł Rup, Jacek Węgorowski oraz Paweł Mierzwa, Paweł Michalski, Arek Grabowski. Jest grupa juniorów, z których za jakiś czas pożytek powinien mieć pierwszy zespół. Prowadzimy szkolenie w kategorii juniorów, trampkarzy młodszych, młodzików starszych i orlików starszych. Trenerami są Paweł Mierzwa i Zbyszek Wójcik. Na pewno stawiamy przede wszystkim na swoich ludzi, ale jak to w sporcie - gdy myśli się o wynikach, czasami trzeba sięgnąć po posiłki. Jednak naszym celem jest również skrystalizowanie kadry. Taka stabilność też będzie naszym atutem, gdy przyjdzie nam walczyć o coś więcej niż o środek tabeli w okręgówce.

A apetyty na przeskoczenie poprzeczki są oczywiste. Zresztą, czy można się temu dziwić, gdy w Orionie rządzi prezes Zygo i w... warszawskiej Legii rządzi prezes Zygo, tyle że Piotr. Jak by nie patrzeć - jest... od kogo czerpać wzory

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości